Podczas projektu “Kamienice z Nadodrza” spoglądaliśmy na secesyjną zabudowę osiedla z trzech perspektyw: historyczno-architektonicznej, renowacji miejsc, w których żyjemy oraz poznawania lokalnej okolicy i budowania relacji z otoczeniem. Przed wami krótka publikacja na ten temat przygotowana przez Jacka Sterczewskiego:
Przystanek Nadodrze
Kamienice z Nadodrze były pierwszym przystankiem dla nowych mieszkańców i mieszkanek polskiego Wrocławia. W mieście, do którego zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej przyjeżdżały osoby z całego kraju brakowało mieszkań. Nadodrze było obszarem stosunkowo spokojnym w czasie wojny – nie było tam wiele nalotów, dlatego na terenie osiedla zachowało się tyle kamienic w oryginalnym układzie. Jedyną działającą stacją kolejową był dworzec Wrocław Nadodrze. Nowe osoby, osadnicy Wrocławia wysiadający w nowym mieście były kwaterowane do mieszkań opuszczonych przez Niemieckich rezydentów – do nadodrzańskich kamienic.
Było to kłopotliwe przynajmniej z dwóch powodów. Wobec tak dużych i pilnych potrzeb kamienice musiały być dzielone na mniejsze mieszkania: naprędce wznoszono ścianki działowe i z ogromnych mieszkań tworzyły się małe izby. Było to kierowane doraźną potrzebą, ale mieszkania kamieniczne już nigdy nie wróciły do swoich pierwotnych kształtów i rozległych przestrzeni.
Innym problemem, mniej technicznym, ale równie istotnym była kłopotliwa tożsamość kamienic. Budynki na Nadodrzu jeszcze chwilę temu należały przecież do niemieckich mieszkańców Breslau, którzy zostali stamtąd wysiedleni. Polacy znaleźli się w ich mieszkaniach, często korzystali z ich mebli i narzędzi. Świadomość, że ktoś może ich stamtąd wyprosić nie pomagała w zagrzaniu miejsca. Panowała bliżej niesprecyzowana obawa o to, że Niemcy przyjdą i zabiorą swoje mieszkania.
Z tego powodu kamienice nie zawsze były źródłem dumy, nie były też chronione czy naprawiane.
Zmiany
Również w latach komunistycznych niewiele osób miało szansę docenić zalety mieszkania w kamienicy. Trudno odgadnąć strategie ówczesnych rządów, potrzeby mieszkaniowe wciąż pozostawały palącą potrzebą. Cała uwaga i środki budżetowe kierowane były na budowanie na wskroś modernistycznych bloków z wielkiej płyty. Można przypuszczać, że wtedy dochodziło do kolejnego zapełniania kamienic – stały się one mieszkaniami komunalnymi, do których trafiały osoby o najniższych dochodach. Tak bezmyślne wykorzystywanie tych przestrzeni było źródłem problemów społecznych, które sprawiły, że kamienice zupełnie przestały kojarzyć się z przestrzenią luksusu dla wyższych sfer.
Momentem, który bezpośrednio zagroził kamienicom we Wrocławiu była powódź w 1997 roku. Zniszczenia były ogromne, co pogorszyło i tak już niedobry stan techniczny budynków kamienicznych. Kamienice stały się smutnym symbolem zniszczeń poczynionych przez żywioł – niektóre z nich musiały zostać wyburzone.
Kamienice po raz kolejny miały jednak uratować Wrocław.
W najnowszej historii Wrocławia kamienice po raz kolejny okazały się jednak ratunkiem dla miasta, a przynajmniej – dla zachowania jego duszy. Lata dwutysięczne i zastrzyk gotówki z funduszy Unii Europejskiej przyniosły wielkie zmiany w strategii na temat kamienic. Postanowiono o szerokim planie renowacji kamienic, ale co ważniejsze – miały one uzyskać nowych mieszkańców.
Program rewitalizacji Nadodrza rozpoczął się w 2005 roku i zakładał przywrócenie do świetności aż kilkudziesięciu kamienic, które zyskały nowe elewacje, dachy i klatki schodowe. Równie istotny okazał się remont parterów kamienic, które zostały udostępnione – na korzystnych cenowo warunkach – dla artystów, rzemieślników i lokalnych przedsiębiorców. Pozwoliło to przyciągnąć na Nadodrze wiele kreatywnych jednostek i twórców, którzy świetnie odnaleźli się w przestrzeniach kamienicowych – i dopasowali je do swoich potrzeb i pasji.
W kamienicach odnowiono elementy detali architektonicznych, a skala tych działań pozwoliła na przywrócenie dawnego kształtu osiedla. Nowe-stare oblicze osiedla, zgodne z oryginalnymi planami urbanistycznymi, przyciągnęło nowych miłośników kamienic, którzy zaczęli interesować się ich bogatą historią korzystając z nowych metod – robienia zdjęć, słuchania audycji i spacerów.
Kamienice nie tylko inspirowały do poznania bogatej historii Wrocławia, rozumienia roli budynków w mieście, ale wreszcie, po niemal stu latach, można w nich wygodnie mieszkać.
Zabudowa z przełomu XIX i XX wieku charakteryzuje się tym, że lokale parterowe projektowane były często jako użytkowe. A co za tym idzie naturalnie Nadodrze swoją przestrzenią od zawsze przyciągało biznesy – począwszy od eleganckich restauracji po handel i rzemiosło:
Przedwojenna dobra sława
Od roku 1897 pijalnia piwa Kisslinga mieściła się przy ulicy Łokietka 4.
Conrad Kissling był twórcą browaru, specjalizującego się w bawarskim browanictwie. Jego główna siedziba mieściła się w Rynku, ale udało mi się także otworzyć pijalnię przy ulicy Łokietka. Biznes piwny Kissling okazał się strzałem w dziesiątkę, przynosił duże dochody, a piwo sprowadzane wozami zaprzężonymi w konie z Kulmbach w Bawarii, cieszyło się ogromnym zainteresowaniem wśród wrocławian. Dlatego też Kissling, wraz ze swoimi synami którym przekazał firmę, rozpoczął hurtowy handel bawarskim piwem. Również przy Łokietka – na rogu pl. Św. Macieja mieściła się restauracja Mathiaspark, która miała spektakularną salę z bogatymi zdobieniami. Niestety nie został po nich ślad po wojnie. Natomiast w tym samym miejscu działał Bar Syrena.
Powojenny handel
Po wojnie w trzech kamienicach przy dzisiejszej ul. Poniatowskiego, urzędowały pierwsze polskie władze Wrocławia. Ale także na osiedlu zaczął działać pierwszy hotel, pierwsza restauracja, pierwsza redakcja gazety i pierwszy komisariat policji.
Na Nadodrzu nie brakuje nadal miejsc, które swoją tradycją sięgają lat 50-tych. Jednym z nich jest legendarna lodziarnia Roma przy ulicy Rydygiera, która nieprzerwanie działa od 1946 roku.
Po wojnie ta część miasta szybko zaczęła zapełniać się zakładami rzemieślników, kawiarenkami i maleńkimi sklepikami. Buty u najlepszych szewców naprawiało się tylko tu. Najpiękniejsze parasolki można było dostać ponoć tylko na Nadodrzu. To było takie ówczesne centrum handlowe. Obok pl. Strzeleckiego, na pl. Gołębim, można było kupić wszystko od pierścionka dla dziewczyny przez sery po kury. Z kolei na dzisiejszej ul. Jedności Narodowej rządzili przede wszystkim krawcy. Wszystko można było uszyć tu na miarę. Koszule, garnitury, a nawet kobiece gorsety. Porządne jeansy do dostania były tylko tutaj – wylicza wieloletni mieszkaniec Nadodrza.

ul. Jedności Narodowej

Wnętrze restauracji Mathiaspark (ul. Władysława Łokietka)

Amatorzy piwa przed jedną z nadodrzańskich restauracji na początku XX wieku

Plac świętego Macieja 1/2 i Łokietka 17